W tym roku wiosna
przyszła wcześniej niż się zazwyczaj
pokazywała. Wyjątkowo także w tym roku udało się nakręcić
kilometrów. Sezon rowerowy
rozpoczął się także wraz z pierwszymi
cieplejszymi dniami a w pracy zrobił się
kocioł. Czas chwilkę odsapnąć, czas zresetować się przed sezonem choćby na chwilkę- pomyślałem,
bo okazji do
wykorzystania urlopu
niestety nie miałem okazji w
ciągu ostatniego roku. Nawet jeden
dzień totalnego chillu
poprawi moje samopoczucie. Tak już mam, że co jakiś czas muszę odreagować i po
prostu gdzieś pojechać. W tym
tygodniu z racji dość
ładnej pogody i temperatury sięgającej 15 ‘ C postanowiłem-
w weekend jadę na rower na Wigry !
Oczywiście nie mogło być
zbyt kolorowo, bo pogoda na weekend miała się zgodnie z zapowiedziami synoptyków zepsuć.
Jak mówili tak też się stało. Sobota przywitała deszczem.
Wnikliwie
obserwując wszelakie prognozy
pogody doszedłem do wniosku, że muszę pojechać. Totalnie nie chciałem zostawać w domu w ta
niedzielę.
Na szczęście prognoza
dla Suwałk dawała iskierkę nadziei, że jednak w niedzielę nie będzie
padało.
Postanowiłem- jadę
choćby nie wiem co ! Wrzuciłem
info na fejsie- zero odzewu.
Rozumiem, zimowe lenistwo itd.
Daniel zainteresował się tematem,
jednak po krótkiej rozmowie okazało się,
że nie
pasuje mu, bo jadą rano nagrywać
materiał do Go podlasia. Łukasz także
nie mógł. Bał się pogody itd.
W sobotę przygotowałem
rower, zaplanowałem starannie trasę używając
dokładnych map, które nabyłem w poprzednim sezonie. Wrzuciłem
na garmina i jestem
gotowy!
Żarcie zapakowane. Części zapasowe także. Plan jest prosty. Wyjazd ok. 5 rano. Na miejscu herbatka i śniadanie nad brzegiem jeziora. Potem rower. Objeździć północne rejony Wigierskiego Parku Narodowego. Okolice Suchar itd. Pojeździć, pozwiedzać, poznać ciekawe miejsca. Powrót do auta i obiad. Mały grill - pierwszy w tym sezonie! :D Następnie przejazd na południową część parku do Czerwonego Krzyża. Tam na rowerze zwiedzanie okolic Czarnej Hańczy. I powrót do domu po południu. Takie odreagowanie w ciszy i samotności. Posłuchać tej niepowtarzalnej Wigierskiej ciszy, odetchnąć i nabrać energii do dalszej pracy . Będzie dobrze !
Żarcie zapakowane. Części zapasowe także. Plan jest prosty. Wyjazd ok. 5 rano. Na miejscu herbatka i śniadanie nad brzegiem jeziora. Potem rower. Objeździć północne rejony Wigierskiego Parku Narodowego. Okolice Suchar itd. Pojeździć, pozwiedzać, poznać ciekawe miejsca. Powrót do auta i obiad. Mały grill - pierwszy w tym sezonie! :D Następnie przejazd na południową część parku do Czerwonego Krzyża. Tam na rowerze zwiedzanie okolic Czarnej Hańczy. I powrót do domu po południu. Takie odreagowanie w ciszy i samotności. Posłuchać tej niepowtarzalnej Wigierskiej ciszy, odetchnąć i nabrać energii do dalszej pracy . Będzie dobrze !
Budzik nastawiony
na 4 rano, lecz nie udało mi się zebrać z łóżka i
bez otworzenia oczu przestawiłem mimowolnie budzik o godzinę później... Skończyło się na tym, że wyjechałem około 6:30 z domu.
Wszystkie graty zapakowane, rower
także.
Na niebie przepływały
szare, gęste chmury, jednak
już po parunastu km
dało się dostrzec pierwsze
przejaśnienia.
W okolicach
Augustowa przytrzymałem się jeszcze przy
sklepie by spożyć napój
energetyczny zamiast kawy. Niebo było
już praktycznie niebieskie.
Uśmiech na mojej gębie od ucha do ucha.
Uśmiech na mojej gębie od ucha do ucha.
W Suwałkach jak zawsze postanowiłem odbić na wschód-
w stronę Starego Folwarku.
Droga-
koszmar! Od paru lat już
prowadzony jest tam remont. Jeden
wielki burdel ! Bardzo mało zmieniło się
w ciągu ostatnich 2 lat. Ruch
wahadłowy, słabe oznaczenia, dziury po
osie itd...
Powoli jakoś
udało mi się dojechać pod
ośrodek PTTK. Zajrzałem z ciekawości na chwilę i ruszyłem dalej. Auto chciałem zostawić pod
klasztorem Kamedułów w Wigrach.
Duży parking i obecność ludzi
dawała pewność, że nikt mi do
auta „nie zajrzy” pod moją nie
obecność.
Dotarłem na
miejsce. Pogoda – BAJKA! Cieplutko,
słoneczko świeci, wiaterek bardzo delikatny. Jak
przypuszczałem z braku opadów ostatnio ziemia
była sucha i sobotnie deszcze bardzo szybko się wchłonęły i nie zostało po nich śladu.
Czas na śniadanie
! Nie ma
to jak jajecznica na kuchence
turystycznej na świeżym powietrzu, pod
klasztorem nad jeziorem...
Spakowałem się w plecak. 2 banany,
izotonik , spinka, dętka, pompka, łyżki do opon lampka na przód.
Dzisiejszej jazdy nie traktowałem jak
treningu- bardziej jak spokojne,
niedzielne jeżdżenie.
Z
asfaltu zjechałem od razu i poleciałem
bez ścieżki pole na którym
przywitały mnie 2
bardzo głośne żurawie.
Następnie polną drogą do wioski Piertanie. Tam znów kawałek asfaltu z którego ponownie jak najszybciej uciekam w las. Mapy na Garminie mam bardzo dokładne. Dzięki niej znalazłem tą zapomnianą już niemal przecinkę leśną tuż nad samym brzegiem jeziora Pierty. W lesie zaskoczyła mnie ogromna ilość ptasich śpiewów. Słuchawki od razu schowałem do plecaka i więcej tego dnia nie było sensu ich wyciągać.
Następnie polną drogą do wioski Piertanie. Tam znów kawałek asfaltu z którego ponownie jak najszybciej uciekam w las. Mapy na Garminie mam bardzo dokładne. Dzięki niej znalazłem tą zapomnianą już niemal przecinkę leśną tuż nad samym brzegiem jeziora Pierty. W lesie zaskoczyła mnie ogromna ilość ptasich śpiewów. Słuchawki od razu schowałem do plecaka i więcej tego dnia nie było sensu ich wyciągać.
Miejscami leżały
jeszcze mokre gałęzie na których łatwo
zredukować stan uzębienia, jednak trochę uwagi i techniki i nie stanowiły już żadnego problemu.
Nad północnym
brzegiem jeziora zatrzymuję się na chwilę przy pierwszym ciekawym miejscu. Prawie nie
widoczny już krzyż w miejscu pochówku ofiar
I Wojny Światowej. Chwila
zadumy, zastanowienia się co kryje się
pod mchem na którym stoję i
ruszam dalej.
Teren cały
czas jest pofalowany.
Głowa co chwila lata
to w lewo, to w prawo a oczy
ledwo nadążają wychwytywać
piękne widoki. Od czasu do czasu sam się do siebie uśmiecham i
cieszę się, że tak fajnie
udało się wstrzelić w pogodę i
nie muszę siedzieć na dupie w domu.
Jadąc czarnym szlakiem na chwilę przytrzymałem się. Moją uwagę przyciągnęła dość spora
góra na prawo.
Jest zjazd w tamtą stronę i okazuje się, że prowadzi tędy szlak turystyczny „Samie”. Wjeżdżam !
Jest zjazd w tamtą stronę i okazuje się, że prowadzi tędy szlak turystyczny „Samie”. Wjeżdżam !
Od pierwszych
metrów spodobał mi się ten szlak. Korzenie, kamienie, zjazdy, podjazdy, wąwozy
to to co lubię. Przytrzymując się przy tablicach informacyjnych chłonąłem wiedzę. Nigdzie się nie
śpieszyłem. Nikt mnie nie poganiał.
Między drzewami przebiegły 2
sarny , potem odpoczywając chwilkę mała , ruda wiewiórka zaciekawiła się mną i zeszła z drzewa bacznie
mnie obserwując.
Polecam ten szlak na prawdę wszystkim. Można się zmęczyć, ale można też
spokojnie pojechać. Widoki
pierwsza klasa !
Jechałem dalej kierując się w stronę małych jeziorek
w środku lasu, ponieważ garmin
pokazał mi tam jakiś punkt widokowy.
Gdy dojechałem,
po prostu nie wiedziałem co
powiedzieć. Turkusowe jezioro w środku
lasu z bardzo ładnym dostępem do wody.
Wysoka skarpa na około robiła jeszcze lepszy efekt. Tutaj postanowiłem się zatrzymać i spożyć banany. Siedząc nad brzegiem i jak głupi uśmiechając się do słońca wiedziałem już, że wróce tu w tym roku i to nie jednokrotnie.
Wysoka skarpa na około robiła jeszcze lepszy efekt. Tutaj postanowiłem się zatrzymać i spożyć banany. Siedząc nad brzegiem i jak głupi uśmiechając się do słońca wiedziałem już, że wróce tu w tym roku i to nie jednokrotnie.
Po chwili
odpoczynku kierowałem się dalej czarnym
szlakiem mijając dwóch Panów , chyba
sportowców- osądziłem ich tak po dresach
reprezentacji Polski. Przywitali
się bardzo grzecznie i dalej
omawiali coś o treningach zerkając
w notatki.
Obrałem kierunek
na południowy zachód. Odkryłem piękną trasę , trochę już zapomnianą, bo
miejscami trzeba było się
przedzierać przez krzaki, ale z roweru schodzić nie było potrzeby.
Te okolice
najbardziej mi przypadły do gustu. Chwilami czułem się jak w górach. Kamienie,
wąwozy i jeszcze raz
kamienie. Trzeba było momentami
mocno trzymać kierownicę.
Dotarłem do
ścieżek „Suchary”, które w tamtym
roku pokazał nam kolega Wojtek.
Cechą charakterystyczną tej okolicy są specyficzne jeziora w lesie. Nie duże, brunatne. Druga cechą jest ogromna ilość korzeni na twardej ściółce. Można tam się całkiem fajnie pobawić na rowerze.
Cechą charakterystyczną tej okolicy są specyficzne jeziora w lesie. Nie duże, brunatne. Druga cechą jest ogromna ilość korzeni na twardej ściółce. Można tam się całkiem fajnie pobawić na rowerze.
Objeżdżając suchary
paroma ścieżkami postanowiłem
powrócić do auta.
Spakowałem się
i udałem
w okolice rzeki Czarnej
Hańczy. Docierając na miejsce postawiłem auto tuż nad rzeką, rozpaliłem grilla, zaparzyłem herbatę w menażce
i w słoneczku chillowałem.
Wiatr trochę się wzmógł zwiastując zmianę pogody. Powoli spakowałem się , zrobiłem pamiątkowe zdjęcie na moście i ruszyłem w drogę powrotną do domu.
Wiatr trochę się wzmógł zwiastując zmianę pogody. Powoli spakowałem się , zrobiłem pamiątkowe zdjęcie na moście i ruszyłem w drogę powrotną do domu.
Nad Wigry zawsze będę z wielką chęcią wracał. Piękne
widoki, dobrze oznaczone
szlaki, fajne kładki, urozmaicona
rzeźba terenu i specyficzny
klimat...
Do zobaczenia
następnym razem !