wtorek, 12 kwietnia 2016

Śladami Orła Białego- SERWY 2016

Skromna zima tego roku dość mocno sprzyjała aktywności rowerowej. Pogoda była dość łaskawa przez co dużo wcześniej można było beztrosko hasać na dwóch kółkach.
Na początku marca wiedziałem już, że trzeba niebawem rozpocząć sezon rowerowo-wyjazdowy.
Ustawka jak zawsze miała miejsce na grupie  wyjazdowej na  facebooku. Propozycja  padła ze strony Danielka-   "Obecni !! Mam w propozycji ciekawy szlak Orła białego wokół wielu jezior augustowskich. Trasa mocno płaska ale dość wymagająca. Przejechana , wrażenia pozytywne"
Dyskutować nie było nawet po co, bo i mi od razu ten pomysł przypadł do gustu.
Ustaliliśmy datę wyjazdu i jak zawsze rozpoczęliśmy zbieranie ekipy.
Jak zawsze Nasz Marcin ogarnął temat  busa...  Busa o którym chyba już można  powiedzieć parę historii :)
Magiczny, biały dostawczak unikalny pod wieloma względami, ale chyba jeden wyróżnia go najbardziej...  Poza 9 miejscami i ogromną paką na kilkanaście rowerów ma także wbudowany... Otwieracz do Piwa!
Magiczne dziurki w karoserii, które  idealnie otwierają co chwilę butelki z magicznym, złotym napojem!
Za każdym razem otwieranie sprawia ogromną radość przez co w "Naszym Busiku" jest wesoło.
Tym razem musieliśmy jechać w delikatnie okrojonym składzie, gdyż dla Łukasza i Marty nie tak dawno urodził się Krzyś, który z pewnością  będzie kolejnym członkiem Naszej ekipy jak tylko trochę nauczy się chodzić.  Także rodzicielskie obowiązki niestety tym razem nie pozwoliły na wypad.
Zebraliśmy ekipę 8 "człowieków":
-Ja
-Ania
-Danielek
-Ela

-Marcin
-Marcin
-Grześ
-Grzesiowa
Marcin z Danielem ogarnęli bardzo sprawnie tematy noclegowe i znaleźli  bardzo przyjemne spanko  i za  bardzo przyzwoite pieniążki.  Bazą  wypadową ulokowaną mieliśmy w gospodarstwie Pani Danuty Krauze w Płaskiej   http://www.agroturystykaplaska.pl/  









jeleń i daniel


na sosenkę hyyc












Starych dębów nie brakowało

g...wno prawda ! daliśmy radę ! :D





"Drzwi do lasu"



























 Ekipa główna zebrała się i zapakowała na parkingu pod Olympic'iem. Po drodze zgarnęli jeszcze mnie spod Sprintu. Wyruszyliśmy w trasę po  godzinie 15:30.  Droga do Augustowa  jak zawsze wypełniona była wspomnieniami z poprzednich wyjazdów  i śmiechami.
W Augustowie klasycznie odwiedziliśmy Biedronkę w celu nabycia spożywki. Dalej  kierowaliśmy się w stronę Płaskiej.  Po dojechaniu na miejsce wypakowaliśmy szybko rowery, ponieważ Marcin  musiał jeszcze  odwiedzić niedaleko mieszkającą Teściową. Zatem przywitaliśmy się z gospodarzami, wyrzuciliśmy  bagaże oraz rowery i zakwaterowaliśmy się w oddzielnym, drewnianym domu zaś  Marcin popędził  dalej.





Miejsce miało swój klimat.  Piękny drewniany dom zaskakiwał pozytywnie  już od samego progu. Gdy wchodziło się przez drzwi do środka od razu poczuć można było  bardzo specyficzny zapach  wiejskiego, drewnianego domu. Od razu przypominało mi to zapach babcinej chaty  na wsi.
Wszędzie czysto, pięknie, wszystko w drewnie, w kuchni  grzał zadbany piec kaflowy.. cóż więcej  trzeba !?!?


Koteł sędzia
Rozlokowaliśmy się w pokojach.  W czasie, gdy oczekiwaliśmy na powrót Marcina postanowiliśmy rozegrać mały  mecz w siatkówkę na boisku za domem, tuż nad samym jeziorem.  Towarzyszył Nam  mały, szary kotek, który bawił się w najlepsze.
Powoli  zaczęło się  ściemniać, więc wróciliśmy do pokoi i  wtedy wrócił  Marcin. Wrócił  z ogromną niespodzianką...
Mama Danusi-Żony Marcina  zrobiła Nam  ogromny  garnek prawdziwych  kartaczy! Jak kartacze to oczywiście i prawdziwe skwareczki!  A jakby tego było mało to obok stał  drugi ogromny garnek z równie przepysznymi  "Soczewiakami".  I jedno i drugie  przepyszne.
Zasiedliśmy w wielkiej jadalni z drewna. Ze ściany  spoglądał na Nas majestatyczny jeleń z wielkim porożem.

Kartacze i Soczewniaki
Jedliśmy, aż uszy się trzęsły.  Do tego  Danielek i Ela  otworzyli buteleczkę specjalnego  bimberku pierwszego sortu.  Wszystko  tego wieczoru było mistrzowskie !
po równo polane!

Po tej uczcie czas nadszedł na wyczekiwane ognisko. Miejsce  było także super, bo wyposażone w bardzo wygodne ławy, stoły, wiatkę  i nad samym brzegiem jeziora.  Płomienie biły w górę  już po paru minutach i  zasiedliśmy Wszyscy w koło wpatrując się w ogień.  Nie zabrakło dobrej muzyki w tle.  Leciał  Mieczysław Fogg, Sława Przybylska itp.
Dla takich chwil generalnie warto żyć!
Po ognisku położyliśmy się spać, by z rana wstać i wybrać się  na zaplanowany rower.

ognisko...
Pobudka rano nie była najgorsza. Kaca na szczęście  nie było.  Pierwsze spojrzenie za okno z łóżka-  szaro.
Na bieżąco staraliśmy się sprawdzać pogodę.  Zaczęło kropić, ale wedle informacji  na meteo.pl  miał to być chwilowy opad  i potem  nadciągało rozpogodzenie.
Zjedliśmy śniadanie i  poubieraliśmy się odpowiednio.  Deszcz przestał padać.
Zapakowaliśmy jakieś batony, uzupełniliśmy bidony i ruszyliśmy w trasę.  Prowadził Daniel- jako iż  bardzo dobrze zna te tereny.  Pierwsze km lecieliśmy dzikim singletrackiem  nad brzegiem kanału. Odcinek dość męczący, bo nie równy i najeżony dużą ilością śliskich gałęzi.
Potem  mknęliśmy już lasami. Po drodze kilka fajnych jezior  i wiele  bardzo ciekawych punktów  historycznych z których największe  wrażenie  zrobiły na mnie  2 miejsca:  cmentarz wojenny z I Wojny Światowej i  pomnik żołnierzy Armii Krajowej. Generalnie  szlak "Orła Białego"  naszprycowany jest  właśnie takimi miejscami  i kiedyś  myślę, że uda się  go objechać całego i pozwiedzać resztę ciekawych miejsc.
Na prawdę  fajną sprawą, są też  MOR-y  czyli  Miejsca Obsługi Rowerzystów. Są ławeczki, są stojaki, śmietniki  i  zadaszenia, gdzie można odpocząć i nabrać sił. Po około   40 km widziałem już  po  twarzy Ani, że  coś  jest  nie tak.  Oczywiście tak jak wiedzieliśmy już wcześniej we znaki  dawało już  siodełko  w nowym rowerze.  Pupa niestety   musi się przyzwyczaić  do nowego roweru  i nowego siedziska, także mimo  bólu Ania  dojechała  do  końca  75 kilometrowej trasy.
Na sam koniec objechaliśmy jeszcze  jezioro Serwy od strony  zachodniej.
Wróciliśmy do domu i powoli ogarnialiśmy się do  drogi powrotnej.  Wykonaliśmy jak zawsze pamiątkowe zdjęcie i wsiedliśmy w busa.   W drodze powrotnej  słychać  było  zmęczenie   po trasie... a raczej  ciszę  spowodowaną zmęczeniem.   Powspominaliśmy  znowu  poprzednie wyjazdy  i ustaliliśmy   cel kolejnej wyprawy.  Puszcza Romincka i  " Trzy Świerki" ... :)