
Na początku marca wiedziałem już, że trzeba niebawem rozpocząć sezon rowerowo-wyjazdowy.
Ustawka jak zawsze miała miejsce na grupie wyjazdowej na facebooku. Propozycja padła ze strony Danielka- "Obecni !! Mam w propozycji ciekawy szlak Orła białego wokół wielu jezior augustowskich. Trasa mocno płaska ale dość wymagająca. Przejechana , wrażenia pozytywne"
Dyskutować nie było nawet po co, bo i mi od razu ten pomysł przypadł do gustu.
Ustaliliśmy datę wyjazdu i jak zawsze rozpoczęliśmy zbieranie ekipy.
Jak zawsze Nasz Marcin ogarnął temat busa... Busa o którym chyba już można powiedzieć parę historii :)
Magiczny, biały dostawczak unikalny pod wieloma względami, ale chyba jeden wyróżnia go najbardziej... Poza 9 miejscami i ogromną paką na kilkanaście rowerów ma także wbudowany... Otwieracz do Piwa!
Magiczne dziurki w karoserii, które idealnie otwierają co chwilę butelki z magicznym, złotym napojem!
Za każdym razem otwieranie sprawia ogromną radość przez co w "Naszym Busiku" jest wesoło.
Tym razem musieliśmy jechać w delikatnie okrojonym składzie, gdyż dla Łukasza i Marty nie tak dawno urodził się Krzyś, który z pewnością będzie kolejnym członkiem Naszej ekipy jak tylko trochę nauczy się chodzić. Także rodzicielskie obowiązki niestety tym razem nie pozwoliły na wypad.
Zebraliśmy ekipę 8 "człowieków":
-Ja
-Ania
-Danielek
-Ela
-Marcin
-Marcin
-Grześ
-Grzesiowa
Marcin z Danielem ogarnęli bardzo sprawnie tematy noclegowe i znaleźli bardzo przyjemne spanko i za bardzo przyzwoite pieniążki. Bazą wypadową ulokowaną mieliśmy w gospodarstwie Pani Danuty Krauze w Płaskiej http://www.agroturystykaplaska.pl/
![]() |
jeleń i daniel |
![]() |
na sosenkę hyyc |
![]() |
Starych dębów nie brakowało |
![]() |
g...wno prawda ! daliśmy radę ! :D |
![]() |
"Drzwi do lasu" |


W Augustowie klasycznie odwiedziliśmy Biedronkę w celu nabycia spożywki. Dalej kierowaliśmy się w stronę Płaskiej. Po dojechaniu na miejsce wypakowaliśmy szybko rowery, ponieważ Marcin musiał jeszcze odwiedzić niedaleko mieszkającą Teściową. Zatem przywitaliśmy się z gospodarzami, wyrzuciliśmy bagaże oraz rowery i zakwaterowaliśmy się w oddzielnym, drewnianym domu zaś Marcin popędził dalej.
Miejsce miało swój klimat. Piękny drewniany dom zaskakiwał pozytywnie już od samego progu. Gdy wchodziło się przez drzwi do środka od razu poczuć można było bardzo specyficzny zapach wiejskiego, drewnianego domu. Od razu przypominało mi to zapach babcinej chaty na wsi.
Wszędzie czysto, pięknie, wszystko w drewnie, w kuchni grzał zadbany piec kaflowy.. cóż więcej trzeba !?!?
![]() |
Koteł sędzia |
Powoli zaczęło się ściemniać, więc wróciliśmy do pokoi i wtedy wrócił Marcin. Wrócił z ogromną niespodzianką...
Mama Danusi-Żony Marcina zrobiła Nam ogromny garnek prawdziwych kartaczy! Jak kartacze to oczywiście i prawdziwe skwareczki! A jakby tego było mało to obok stał drugi ogromny garnek z równie przepysznymi "Soczewiakami". I jedno i drugie przepyszne.
Zasiedliśmy w wielkiej jadalni z drewna. Ze ściany spoglądał na Nas majestatyczny jeleń z wielkim porożem.
![]() |
Kartacze i Soczewniaki |
![]() |
po równo polane! |
Po tej uczcie czas nadszedł na wyczekiwane ognisko. Miejsce było także super, bo wyposażone w bardzo wygodne ławy, stoły, wiatkę i nad samym brzegiem jeziora. Płomienie biły w górę już po paru minutach i zasiedliśmy Wszyscy w koło wpatrując się w ogień. Nie zabrakło dobrej muzyki w tle. Leciał Mieczysław Fogg, Sława Przybylska itp.
Dla takich chwil generalnie warto żyć!
Po ognisku położyliśmy się spać, by z rana wstać i wybrać się na zaplanowany rower.
![]() |
ognisko... |
Na bieżąco staraliśmy się sprawdzać pogodę. Zaczęło kropić, ale wedle informacji na meteo.pl miał to być chwilowy opad i potem nadciągało rozpogodzenie.
Zjedliśmy śniadanie i poubieraliśmy się odpowiednio. Deszcz przestał padać.
Zapakowaliśmy jakieś batony, uzupełniliśmy bidony i ruszyliśmy w trasę. Prowadził Daniel- jako iż bardzo dobrze zna te tereny. Pierwsze km lecieliśmy dzikim singletrackiem nad brzegiem kanału. Odcinek dość męczący, bo nie równy i najeżony dużą ilością śliskich gałęzi.
Potem mknęliśmy już lasami. Po drodze kilka fajnych jezior i wiele bardzo ciekawych punktów historycznych z których największe wrażenie zrobiły na mnie 2 miejsca: cmentarz wojenny z I Wojny Światowej i pomnik żołnierzy Armii Krajowej. Generalnie szlak "Orła Białego" naszprycowany jest właśnie takimi miejscami i kiedyś myślę, że uda się go objechać całego i pozwiedzać resztę ciekawych miejsc.
Na prawdę fajną sprawą, są też MOR-y czyli Miejsca Obsługi Rowerzystów. Są ławeczki, są stojaki, śmietniki i zadaszenia, gdzie można odpocząć i nabrać sił. Po około 40 km widziałem już po twarzy Ani, że coś jest nie tak. Oczywiście tak jak wiedzieliśmy już wcześniej we znaki dawało już siodełko w nowym rowerze. Pupa niestety musi się przyzwyczaić do nowego roweru i nowego siedziska, także mimo bólu Ania dojechała do końca 75 kilometrowej trasy.
Na sam koniec objechaliśmy jeszcze jezioro Serwy od strony zachodniej.
Wróciliśmy do domu i powoli ogarnialiśmy się do drogi powrotnej. Wykonaliśmy jak zawsze pamiątkowe zdjęcie i wsiedliśmy w busa. W drodze powrotnej słychać było zmęczenie po trasie... a raczej ciszę spowodowaną zmęczeniem. Powspominaliśmy znowu poprzednie wyjazdy i ustaliliśmy cel kolejnej wyprawy. Puszcza Romincka i " Trzy Świerki" ... :)
