Od czasu do czasu jak to
śpiewał ktoś „ człowiek musi
inaczej się udusi...” trzeba odpocząć od pracy i pójść na urlop. Już na początku roku wiedziałem gdzie na ten długo wyczekiwany urlop się
udam- BIESZCZADY !
Pakowanko |
Termin został zaplanowany na pierwszą połowę
sierpnia. Wspólnie z Łukaszem i Martą
mamy jechać jednym autem. Drugie
auto -jeżeli ktoś będzie
chętny na wyjazd z Nami.
Jeszcze w lipcu chętnych jest
paru, ale jak się okazuje
finalnie nie chce jechać nikt.
Udaje się jednak umówić
z drużynowym kolegą Łukasza- Michałem (GSZR) i jego żoną- Tamarą.
Także lecimy na 2 auta.
Siedząc po nocach wertowałem fora o
Bieszczadach, kupiłem przewodnik
rowerowy. W końcu udało się rozpisać dobry plan, który pozwoli na jazdę
na rowerze dla Mnie, Łukasza i
Michała. Dziewczyny niestety
nie rowerowe, ponieważ
Tamara opiekuje się synem, a
Martusia w 6 miesiącu ciąży :)
Na kilka dni przed
wyjazdem, musiałem zajrzeć do dokumentów
i do prawa jazdy, ponieważ kończyła mi
się polisa ubezpieczeniowa. Jakież było
moje zdziwienie, gdy okazało się, że moje prawo jazdy straciło ważność ponad
rok temu... To
spory problem, bo mieliśmy z
Łukaszem prowadzić na zmianę. W
końcu wyszło tak, że i tak nie zdążę
wyrobić nowych dokumentów i Łukasz
będzie musiał prowadzić całą trasę.
Przyszła sobota,
dzień wyjazdu. W planie
mieliśmy wyruszyć z Białegostoku około 0:00.
Niestety po pracy musiałem zrobić jeszcze objazd trasy
zbliżającego się maratonu
rowerowego w celu zapisu
trasy. Z trasy wróciłem około
godziny 20, więc szybkie
dopakowanie i „dzida”
do Łukasza.
Sandomierz - mindfuck foto |
Pokonanie trasy w nocy ma swoje plusy. Mały ruch
pozwala na szybsze
i wygodniejsze podróżowanie.
Do Kazimierza Dolnego –
czyli pierwszego celu Naszej wędrówki dotarliśmy około 3 rano.
W mieście spotkaliśmy jeszcze
ostatnich imprezowiczów. Na spokojnie przeszliśmy się bulwarem nad Wisłą. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. Następnie
na ryneczku głównym usiedliśmy
na krzesełkach zamkniętej restauracji i
zjedliśmy po kanapce.
kto jest bardziej w ciąży ? |
Parkujemy auto
tuż pod kompleksem
zamków i kościołów. Zwiedzanie
głównych atrakcji Sandomierskich zajmuje nam około 1,5 h. Posiedzieliśmy chwilkę na
ryneczku przy ratuszu, gdzie spotkaliśmy
sporą ekipę wąsatych
motocyklistów w skórach, którzy
podobnie jak i my
przyjechali pozwiedzać.
Ustalamy plan, by
lecieć od razu nad cel
podróży- nad Solinę.
Droga minęła
całkiem przyjemnie. Marta
znalazła w internecie najbardziej polecany camping
nad Soliną. Także wyruszyliśmy w miejsce
zwane „ Jawor”.
Asfaltowe
serpentyny, podjazdy, zjazdy powoli
wskazywały, że zbliżamy się do
Bieszczad.
Gdy dojechaliśmy do Jawora, ręce mi opadły. Gnaliśmy prawie 700km przez całą Polskę w poszukiwaniu ciszy i spokoju i trafiliśmy w miejsce identyczne jak krupówki zakopiańskie w sezonie. Setki ludzi, balony, wata cukrowa, tandetne pamiątki, trudny dostęp do jeziora, camping bez żadnego klimatu. Powiedziałem, że za żadne skarby nie zostanę tu na nocleg. Byliśmy już wszyscy zmęczeni trasą. Rzuciłem pomysł, by ruszyć wzdłuż zachodniego brzegu Soliny i tam poszukać czegoś z mniejszym zaludnieniem. Zatrzymaliśmy się tuż poniżej „Polańczyka” przy tabliczce informującej „ pole campingowe „Zacisze”. Poszedłem na dół sprawdzić jak to wygląda. Moim oczom ukazało się idealne zejście do wody, piękna trawa , idealne miejsca na namioty, drzewa dające cień, małą ilość osób biwakujących i atrakcyjny cennik.
siła! |
ochłoda |
GSZR'y foty cykają |
Jechaliśmy także
przez stary i bardzo widokowy kamieniołom.
Trudny i techniczny zjazd po sporych
i sypkich kamieniach dał wiele frajdy i poziom adrenaliny bardzo szybko skoczył do góry. Hamować
zbytnio nie można było, bo
traciło się trakcję i rower
uciekał po krzakach. Trzeba było
hamować ostateczności , ale z wyczuciem. Poleciałem pierwszy. Ręce i nogi
pracowały jak trzeba. Wybierałem
wszystkie kamienie i wybierałem
te ciekawsze linie.
W pewnym momencie wcisnąłem hamulec tylny za mocno i
rower postawiło mi bokiem, jednak po odpuszczeniu klamki
prędkość sprawiła, że rower wrócił
do pozycji wyjściowej. Zjechałem
na sam dół i poczekałem na chłopaków.
zachód nad soliną |
zgadnij kto pedałuje :) |
Także wróciliśmy i
wychillowaliśmy przy grillu. Wieczorem
wybraliśmy się na rower wodny,
jednak moje nogi były już na tyle zmęczone że ledwo
kręciłem.
Wieczorem postanowiłem,
że śpię
pod gołym niebem. Rozłożyłem sobie karimatę, poduszkę i
śpiwór i spałem pod gwiazdami.
W nocy zbudził mnie Łukasz. Dobrze zrobił, bo chrapałem jak opętany ze zmęczenia.
daj kotleta ! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz